sobota, 1 marca 2014

Niespodzianka! :D

Witam, witam, witam :D
Hmm... dzisiaj miał pojawić się rozdział, ale zamiast tego postanowiłam napisać jednorazówkę :D
Jaki jest tego powód? Otóż dzisiaj urodziny obchodzi.... Nie, nie Justin Bieber (chociaż on chyba też xD)... Dzisiaj urodziny obchodzi pewien debil (tak, Patryk, mówię o tb :D) i chciałam mu z tej okazji złożyć życzenia i zadedykować tą jednorazówkę :D
Więc... standardowo zdrowia, szczęścia, pomyślności... pomarańczy! ^^ Hahaha, nie odgapię twoich życzeń :P Czego jeszcze... radości dużo, optymizmu, bo to cholernie ważne xD Emmm.... dobrych ocen, fajnej dziewczyny :D Wiernych przyjaciół, spełnienia marzeń... Żeby był koncert BTR w Polsce, bo miałeś mnie na niego zabrać rowerem xd i tak wgl mieliśmy jechać do USA w czyimś bagażniku xd Wciąż czekam na twój ślub z Loganem :P Wbij sobie to do głowy: Nie będę się gwałcić z Kendallem pod stołem! Hahaha xd
Hmm... co jeszcze? A tak, żebyś zawsze był sobą i się nie zmieniał, bo jesteś zajebisty! :D
Przytuliłabym cię, ale mieszkasz o 498 km za daleko... xD
I wgl, najlepszeeeego <3
Nie przedłużam, zapraszam na jednorazówkę :D Mam nadzieję, że się spodoba xD Ps. Wiem, że jest nudna, ale i tak mam nadzieję, że się spodoba :D
********************************************************************************

*Oczami Vivienne*

Los często sprawia nam niespodzianki. Czasem są dobre, czasem złe, a czasem wydają się złe, ale potem okazuje się, że są dobre. Taka właśnie niespodzianka spotkała mnie i moje rodzeństwo - Christinę, Aishę i Jeremy'ego.
Było to 23 grudnia 2012 roku.
Jechaliśmy na święta do naszej babci, która mieszkała około 200 km od naszego miejsca zamieszkania. Nasi rodzice wyjechali tydzień wcześniej, żeby pomóc babci w przygotowaniach, a my mieliśmy do nich dołączyć.
Wyjechaliśmy około godziny 6.00, żeby zdążyć przed godziną 20.00, bo rodzice zawsze się martwili i powtarzali nam, żebyśmy nie jeździli nigdzie w nocy. Planowaliśmy dotrzeć na miejsce zanim się ściemni, jednak nie dotarliśmy tam w ogóle.
Gdy byliśmy w środku drogi rozpętała się śnieżyca. Mój straszy brat, Jeremy, stwierdził, że w taką pogodę nie możemy dalej jechać, więc zatrzymaliśmy się, aby się rozejrzeć.
Na nasze szczęście niedaleko znajdował się jakiś dom.
Aisha zaproponowała, aby przeczekać tam śnieżycę, co było bardzo dobrym pomysłem.
Razem z Christiną - moja siostrą bliźniaczką - wybiegłam naprzód, żeby sprawdzić, czy ktoś jest w środku. Zapukałam do drzwi i czekałam, aż ktoś otworzy.
Po chwili dołączyli do nas Aisha i Jer, a drzwi nadal pozostawały zamknięte. Zapukałam ponownie i wtedy dotarły do nas jakieś krzyki. Najwyraźniej ktoś wewnątrz ostro się kłócił i nie słyszał pukania do drzwi.
Ponowiłam więc próbę trzeci raz.
Nagle drzwi otworzyły się z rozmachem, a moim oczom ukazała się średniego wzrostu blondynka.
- Czego? - warknęła, mierząc wzrokiem mnie i moje rodzeństwo. Oho, już jej nie lubię.
- Halston, mogłabyś być troche milsza? - Za dziewczyną pojawił się wysoki, bardzo przystojny brunet. - Wejdźcie.
Bardzo chętnie skorzystaliśmy z owego zaproszenia i już po kilku minutach siedzieliśmy w salonie i grzaliśmy sie przy kominku.
- Wypadałoby się chyba przedstawić - zaśmiał się wcześniej wspomniany brunet. - Jestem James Maslow, a to moja dziewczyna, Halston Sage - powiedział, wskazując na swoją towarzyszkę.
- Jestem Vivienne Gilbert - mruknęłam, a potem po kolei przedstawiłam moje siostry i brata - a to moja siostra bliźniaczka - Christina, moja druga siostra - Aisha i mój brat - Jeremy.
- Miło mi was poznać - uśmiechnął się do mnie James.
Odwzajemniłam uśmiech, a reszta tylko skinęła głowami.
- Więc... wy też jesteście tu przez śnieżycę? - zagadnął Maslow, a ja skinęłam głową i już chciałam zapytać, co ma na mysli mówiąc "też", ale przeszkodziło mi w tym pukanie do drzwi.
Chłopak poszedł otworzyć, a ja podreptałam za nim.
W drzwiach stało pięć osób. Jedna dziewczyna i czterech chłopaków.
Brunet wpuścił ich do środka i wszyscy skierowaliśmy się znowu do salonu.
- O, widzę kolejnych zabłąkanych wędrowców - zakpiła Halston, gdy tylko ich zobaczyła.
- O, widzę nadmuchaną blond lalkę - syknęła nowoprzybyła dziewczyna.
- Co? Odszczekaj to! - Sage poderwała się z fotela, na którym siedziała.
- W twoich snach - prychnęła brunetka. Halston chciała jej odpowiedzieć, ale skutecznie przerwał jej jeden z chłopaków, towarzyszących brunetce.
- Spokojnie, dziewczęta, po co te nerwy? Hmm, jestem Kurt Schneider, Mackenzie Vega -ją już poznaliście, to jest Max - mój młodszy brat, to Sam Tsui, a to jest Nick Pitera - przedstawił nam wszystkich nowoprzybyłych.
- Przepraszam was za nią, strasznie jest dzisiaj nerwowa - odezwał się Maslow, karcąc swoją dziewczynę spojrzeniem, po czym przedstawił nas nowym "gościom".
Po godzinie rozmowy dowiedzieliśmy się, że wszyscy trafiliśmy do tego samego domu z tej samej przyczyny - z powodu śnieżycy oraz, że Max i Kurt jechali w tym samym kierunku co my, że spotkali po drodze Sama i Nicka oraz, że Mackenzie prawie została przez nich potrącona. Wszystko opowiadał Kurt, reszta siedziała cicho - nic nie mówili, nawet się nie uśmiechali. Max wyglądał, jakby miał ochotę skoczyć z najbliższego mostu, Sam chyba bał się odezwać, a Nick był w zupełnie innym świecie, wydawało mi się, że nawet nie słyszał, co opowiadał straszy z braci Schneider'ów. Tylko Mackenzie od czasu do czasu coś tam mruczła pod nosem i co chwila spoglądała na Halston z nienawiścią wymalowaną na twarzy. Ehh, widzę, że poznaliśmy bardzo wesołych i rozrywkowych ludźi. Szkoda tylko, że zachowywali się jak na pogrzebie. Ja rozumiem, że pewnie są smutni i źli przez to, że nie mogą jechać do rodzin na święta, ale przecież nie zostaniemy tu wieczie, prawda? Niedługo śnieg przestanie padać i wszyscy będziemy mogli ruszyć w dalszą drogę.
Moje rozmyślania przerwało kolejne pukanie do drzwi.
Tym razem sama poszłam otworzyć.
W progu stał przemarznięty na kość blondyn. Szybko wciągnęłam go do środka i nie pytając go o nic, zaciągnęłam go do salonu i posadziłam przed kominkiem.
Gdy już się rozgrzał i mógł normalnie mówić, poinformował nas, że nazywa się Kendall Schmidt i że się zgubił.
Panna Sage na jego widok tylko prychnęła. Z daleka widać było, że jest wściekła. Domyślam się, że chciała spędzić trochę czasu ze swoim chłopakiem, a my wszyscy skutecznie jej to uniemożliwialiśmy.
James rozmawiał ze wszystkimi i dosłownie promieniował radością i optymizmem, a jej się to chyba nie podobało...
Jak się okazało pół godziny później, Kendall nie był ostatnim gościem w naszym tymczasowym "schronie". Gdy ponownie usłyszeliśmy pukanie, Jeremy poszedł otworzyć. Wrócił do nas, prowadząc za sobą dwóch brunetów. Jeden z nich był Latynosem...
Natychmiast się przedstawili i dowiedzieliśmy się, że Latynos nazywa się Carlos Pena, a jego towarzysz to Logan Henderson. Byli oni znacznie bardziej rozmowni niż cała reszta, więc szybko znalazłam z nimi wspólny język. Przyjemnie mi się z nimi rozmawiało.
Na rozmowie upłynęło nam kilka godzin. Zdążyłam wszystkich polubić, no prawie wszystkich... Halston i Mackenzie działały mi na nerwy, ale tolerowałam je i nie pokazywałam po sobie, że nie darzę ich sympatią. Właściwie, tak na logikę, powinnam raczej trzymać się bliżej dziewcząt i z nimi rozmawiać, a ja siedziałam pomiędzy osobnikami płci męskiej. Dziwiłam się w ogóle, że mogłam normalnie z nimi rozmawiać i nie miałam ochoty uciec.... Och, a czemu miałabym uciekać?
Hmm, to długa historia, której nie będę teraz opowiadać, ale powiem tylko, że skończyła się tak, iż zostałam zgwałcona. Nieciekawie, prawda? To wydarzyło się trzy miesiące temu i od tamtego czasu na sam widok chłopców uciekałam...
Zauważyłam, że mój brat uważnie obserwuje wszystkich zgromadzonych w pomieszczeniu, szczególnie Carlosa i Jamesa, bo akurat oni siedzieli najbliżej mnie. Martwił się, to było widać.
- Przepraszam was na chwilkę - wstałam ze swojego miejsca, a James przesunął się, żebym mogła swobodnie koło niego przejść. Podeszłam do Jera. - Nie mierz ich tak wzorkiem, to przerażające - szepnęłam, siadając koło niego.
- Moja wina, że się o ciebie boję? - zapytał. - Nie znamy ich... Mogą być gorsi niż tamten... - urwał, zaciskając zęby.
- Spokojnie, nic mi nie będzie - uspokoiłam go. - W końcu ty tu jesteś, a wiem, że przy tobie jestem bezpieczna - szturchnęłam go lekko, na co tylko się uśmiechnął.
- Pójdę sprawdzić, czy śnieżyca już minęła... - wstałam i podeszłam do okna. - To dziwne...
- Co jest dziwne? - usłyszałam czyjś głos za swoimi plecami i aż podskoczyłam. Odwróciłam się i zobaczyłam Maslowa.
- Nic, nic... - mruknęłam i chciałam odejść, ale brunet złapał mnie za nadgarstek. Spojrzałam w stronę brata i zobaczyłam, że zaciska ręce w pięści. Oj, niedobrze. - Co?
- Chciałem ci tylko podziękować - James mnie puścił. - Wiesz, gdyby nie ty, jeszcze bardziej pokłóciłbym sie z Halston....
- Nie wyglądasz na przejętego ta kłótnią - stwierdziłam.
- Wiem... - zaśmiał się. - To... co jest dziwne?
- Wiesz, wydaje mi się, że śnieg zalepił okno, bo nie moge nic przez nie zobaczyć....- podeszłam do drzwi, a on podszedł za mną. Otworzyłam je na oścież i... zamarłam. Z mojego gardła wyrwał sie krótki, lecz głośny pisk. To zaalarmowało całą "bandę". Przybiegli, żeby zobaczyć co się stało i zareagowali prawie tak jak ja. A ja... byłam przerażona. Za drzwiami był śnieg. Mnóstwo śniegu. Śnieg blokował wyjście...
Zakręciło mi się w głowie.
Usłyszałam przerażone szepty Halston, Mackenzie i kilku innych osób.
- Jesteśmy uwięzieni - wypowiedziałam na głos myśl, która krążyła mi po głowie i odbijała się w niej echem.
- Spokojnie, nie możemy panikować. To pogorszy sytuację - odezwał się Kendall.
- Ma ktoś przy sobie telefon? Zobaczcie, czy jest zasięg - mruknęła Aisha, próbując dodzwonić się do naszych rodziców.
James, Kurt, Sam, Carlos i Logan jak na komendę wyjęli swoje komórki.
- Musimy zadzwonić pod 112 - stwierdził Carlos. - Proszę, proszę, proszę, połącz się...
- Jest! - ucieszył się Kurt, gdy udało mu się połączyć z numerem alarmowym. Szybko zgłosił nasz problem policjii. - Pozostaje nam tylko czekać.... - powiedział, gdy już się rozłączył.
- Ale jak długo mamy tu czekać? - Jęknęła Christina. - Mam klaustrofobię!

*Kilka dni później*

Siedzimy tu już kilka dni. Szlag mnie trafia, a Chrissy rozosi. Biedulka wariuje, bo nie możemy wyjść z domu i wciąż czekamy na pomoc, która nie nadchodzi...
Jakoś trzeba sobie było radzić, więc rozgościliśmy sie tam, jakby to było nasze mieszkanie, chociaż nawet nie wiemy do kogo należy. Na poczatku myślałam, że to dom Halston i Jamesa, ale potem okazało się, że tak jakby sie tu "włamali". Właścicieli jak nie było, tak nie ma. Mam nadzieję, że sie nie obrażą za to, że tu przenocowaliśmy...
i pożyczyliśmy sobie ich ubrania....
i opróżniliśmy ich lodówkę...
Jesteśmy tu zamknęci, a ja z głodu umrzeć nie zamierzam.
Są plusy i minusy tej sytuacji... Plusem jest napewno to, że wszyscy bardzo dobrze się poznaliśmy, a nawet zaprzyjaźniliśmy... Przezwyciężyłam swój lęk przed płcią męską. Zanim tu trafiłam, bałam sie spojrzeć na jakiegokolwiek chłopaka, a teraz... Jest naprawdę cudownie. Nie, poprawka... Chłopcy sa naprawdę cudowni.
Sage i Vega niby też nie są takie złe, chociaż nadal ich nie lubię.
A minusy... hmm, są tu trzy pokoje i salon. Zmieściliśmy się, ale musimy spać na podłodze, po kilka osób w jednym pomieszczeniu. Ja śpię w salonie, razem z Halston, Mackenzie, Aishą i Christiną. Cóż, nie jest źle, ale wspaniale też nie jest. "Blond lalka" i Vega nie skaczą sobie do gardeł, ponieważ bardzo się polubiły i mają wspólne zainteresowanie - nękanie mnie. Ciągle rzucają jakieś uszczypliwe uwagi na mój temat. Nie przejmuję się tym, ale miłe to nie jest. Panna Sage, gdyby mogła, zabiłaby mnie. Jest bardzo zazdrosna o to, że dobrze dogaduję się z Jamesem. Ostatnio Maslow spędza więcej czasu na rozmowach ze mną niź z nią. Okej, rozumiem, jest zazdrosna, ja pewnie też bym była... Ale... Widzę, że sama go odpycha, a potem jest zła, że ja próbuję go pocieszyć, gdy jest przez nią przybity. Przecież to chore...

*Oczami Maxa*

Utkwienie w tym domu to najlepsza rzecz, jaka mi się przytrafiła. Polubiłem wszystkich i, co najważniejsze, dzięki nim moja depresja znikła... Gdy tu trafiłem, miałem dość życia. Byłem zły na siebie, twierdziłem, że jestem beznadziejny... A to wszystko przez dziewczynę, która mnie zostawiła. Teraz widzę, że nie była warta zachodu, bo poznałem tu dziewczyny o niebo od niej lepsze. Cóż... może nie wszystkie sa od niej lepsze, nie mam na myśli Mackenzie i Halston, bo te dwie ciągle coś knują, wyśmiewają się z Vivienne i ciągle ją męczą... Widzę, że sprawia im to satysfakcję i to mnie martwi. Martwi mnie ich zachowanie. Mam nadzieję, że dadzą sobie spokój, bo boję się, że przez nie Viv coś się stanie...
Zmiana mojego podejścia do życia to głównie jej zasługa. Dużo ze mną rozmawiała, opowiedziała mi o sobie, ja odpłaciłem się tym samym. Znała rozwiązanie każdego mojego problemu. Zawsze miała coś mądrego do powiedzenia, a jej rady bardzo pomagały, nie tylko mi, ale wszystkim dookoła również. Tak, utkwienie tu, to zdecydowanie najlepsza rzecz, która mi się ostatnio przytrafiła.

*Oczami Kurta*

Nieoczekiwany pobyt w owym dziwnym domu dobrze wpłynął na Maxa. Prawie cały czas się uśmiecha, nie jest już taki obojętny na wszystko i wrócił do swojej pasji - do śpiewania. Od zawsze kochał to robić, ale gdy dziewczyna go zostawiła, przestał. Teraz znów jest wszystko w porządku i to w dużej mierze zasługa Vivienne. Nie spodziewałem się, że to powiem, ale cieszę się, że tu wylądowaliśmy. Nie tylko na niego wpłynął dobrze.... Myślę, że się zakochałem. Czas pokaże co z tego wyniknie....

*Oczami Jamesa*

Halston coraz bardziej działa mi na nerwy. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywała... A teraz mam jej serdecznie dość. Może zawsze taka była, tylko ja tego nie zauważałem? Myślałem, że jest dla mnie idealną dziewczyną, ale widzę, że się myliłem. Widzę, jaka jest w stosunku do Vivienne. Viv nic jej nie zrobiła, ale Hal traktuje ją jak swojego wroga numer jeden. Razem z Mackenzie wyśmiewają się z niej, poniżają ją. Chciałem coś z tym zrobić, ale Vivi mi zabroniła i kazała obiecać, że nie będę rozmawiał na ten temat z moją dziewczyną. Co miałem zrobić? Obiecałem jej to, a teraz jestem przez to zły. Ona może sobie twierdzić, że docinki Sage jej nie dotykają, ale ja widzę, że to nieprawda... A ja...
Coraz częściej myślę o pannie Gilbert. Gdy próbuję wyobrazić sobie mój ideał dziewczyny, widze właśnie ją. Mógłbym rozmawiać z nią cały dzień. Uwielbiam patrzeć na jej uśmiech.
Chyba się zakochałem... Zginę śmiercią męczeńską. Halston mnie zabije.

*Oczami Sama*

Bardzo dobrze czułem się w tym domu. Wszyscy byli dla mnie mili, nikt się ze mnie nie wyśmiewał, zdawało mi się, że wszyscy mnie lubią. Po raz pierwszy czułem się dobrze w swojej skórze. Wcześniej odcinałem się od ludzi, nie chciałem z nimi przebywać, bo wiedziałem, że jestem inny, że do nich nie pasuję. Tutaj mogę byc sobą i każdy mnie akceptuje. To takie wspaniałe uczucie.

*Oczami Halston*

Siedziałam w salonie, obok Mackenzie, i tępo wpatrywałam się w drzwi. Wiedziałam, że zaraz przyjdzie tu Vivienne. Ta wredna małpa, złodziejka facetów. Udaje taką niewinną, a tak naprawdę to ona jest powodem wszystkich moich zmartwień i mojej złości. Udaje, że o tym nie wie, ale ja wiem, że wie i ma z tego satysfakcję. Wydaje jej się, że może odebrać mi Jamesa? Grubo się myli... Pokażę jej, juz ja jej pokażę... Nie obchodzi mnie to, że wszyscy się na mnie gapią, że wszyscy tu są. Nie powstrzymają mnie... O nie...
Moje rozmyślania przerwała właśnie ona. Powoli wstałam ze swojego miejsca.
- I co? Zadowolona z siebie? Wszystko idzie po twojej myśli? - syknęłam, mierząc ją wzorkiem.
- Mówisz do mnie? - uniosła brew.
- Pfff, nawet teraz udajesz niewiniątko? Tak, do ciebie - nakręcałam się coraz bardziej. Byłam wściekła. - Nie udawaj głupiej, nie ze mną te numery.
- Nie wiem o co ci chodzi - mruknęła.
- Nie wiesz? Na serio nie wiesz? Ludzie, trzymajcie mnie. A ja myślę, że wiesz doskonale! Uknułaś to wszystko! - krzyknęłam.
- Ja? Coś knułam? To ty i Mackenzie ciągle się mnie czepiacie i mnie dręczycie, to ty jesteś mistrzynią w knuciu. Nie ja. Czego ty ode mnie znowu chcesz? - podniosła głos.
- Vivienne.. - jej starszy braciszek podniósł się z kanapy. - Czy ja o czymś nie wiem?
- Tak, nie wiesz o tym, że twoja siostrzyczka to wredna menda, a teraz się nie wtrącaj - warknęłam.
Jego również zmierzyłam wzrokiem. Zacisnął ręce w pięści i miał zamiar do mnie podejść, ale powstrzymał go Nick.
- Jer, spokojnie, zaraz to załatwię - uśmiechnęła się do niego Vivienne.
- Ech, bo rzygnę. Możemy powrócić do tematu? - przewróciłam oczami. - Przyznaj się, że to uknułaś!
- Ale co? O czym ty mówisz?
- O tym, że próbujesz odebrać mi chłopaka! - wrzasnęłam. - Ciągle go podrywasz, myślisz, że nie wiem, jakie są twoje zamiary?! Chcesz mi go odebrać!
- Co? - wyglądała na szczerze zdziwioną. - Nigdy mi to nawet przez myśl nie przeszło! Rozumiem, że jesteś zazdrosna o Jamesa, ale zrozum, ja go nie podrywam i nie chcęci go odebrać!
- Kłamiesz! - podbiegłam do nniej i uderzyłam ją z liścia w twarz.
- Tak? - rozzłościłam ją. - Teraz się przekonasz na co mnie stać...
Oddała mi. A potem ja jej. Zaczęłyśmy się szarpać i bić. Długo to nie trwało, ponieważ James i Jeremy niemal natychmiast zareagowali i odciągnęli nas od siebie.
Mój chłopak mocno mnie trzymał i wiedziałam, że mnie nie puści, jednak pomimo tego mocno się wyrywałam.
- Trzymaj się od niego z daleka! - krzyknęłam, a potem cały salon zniknął z mojego pola widzenia. James wyniósł mnie do innego pokoju.
- Odbiło ci? - zapytał, gdy zamknął za sobą drzwi i posadził mnie na łóżku.
- Może - mruknęłam. - Nie widzisz co ona robi? Chce nas rozdzielić!
- Ona nie robi nic, Halston... Za to ty.. Ty robisz bardzo dużo... - pokręcił głową.
- Co to ma znaczyć? - przełknęłam ślinę.
- To, znaczy, że z nami koniec. Sama się o to prosiłaś, sama tego chciałaś. Nie wiń za to Vivienne, wiń za to siebie, bo zachowałaś się okropnie... I przesadziłaś - powiedział, po czym wyszedł, zostawiając mnie samą.

*Oczami Jamesa*

To było totalne przegięcie. Zerwałem z Halston i od razu poczułem się lepiej.... Może kiedys ją kochałem, ale teraz... Nie. Nie po tym wszystkim co zrobiła.
Szybko pobiegłem z powrotem do salonu. Vivienne siedziała na kanapie i trzymała się za głowę.
- Viv! - chciałem do niej podejść, ale drogę zagrodził mi Jeremy.
- A ty gdzie? - powiedział, ledwo hamując wściekłość.
- Do Vivienne - odparłem i spróbowałem koło niego przejść, ale mnie odepchnął. - O co ci chodzi?
- Trzymaj się z daleka od mojej siostry - warknął.
- Nie mam zamiaru - mruknąłem, a potem ponownie spróbowałem do niej podejść.
- Po angielsku nie rozumiesz? Trzymaj się od niej z daleka! - brunet stracił cierpliwość i... Poczułem mocne uderzenie. Aż mnie cofnęło. I zamroczyło. Złapałem się za szczękę. Bolało...
- Jeremy! - Vivienne miała łzy w oczach. Wybiegła z pomieszczenia.
- Brawo, stary. Popisałeś się  - podsumował sarkastycznie Kurt.
Jer spojrzał na mnie, a jego oczy rozszerzyły się z przerażenia.
- James... Ja nie chciałem... Przepraszam - wyjąkał, po czym osunął się na fotel i schował twarz w dłoniach.
- Spokojnie, stary. Wszystko jest ok - poklepałem go po ramieniu. - A teraz... Pozwolisz mi do niej iść?
- Maslow, nie śpiesz się tak. Niech Max pójdzie - powiedział Logan, a Carlos, Kurt, Kendall, Chrissy i Aisha mu przytaknęli. Mackenzie prychnęła.

*Oczami Vivienne*

Leżałam skulona na łóżku w jakimś pokoju. Płakałam. Sama do końca nie wiem czemu.
- Viv, mogę wejść? - usłyszałam głos Maxa.
- Tak - powiedziałam. Młodszy z braci Schneider'ów wszedł do środka i usiadł obok mnie.
- Nie płacz, nie lubie tego - mruknął i otarł moje łzy.
- Wiem, ale nie mogę przestać - zaczęłam się śmiać. Śmiałam się przez łzy. Ironia losu...
Brunet też zaczął się śmiać, ale nagle spoważniał.
- Oho, masz jakiś pomysł - zaciekawiłam się.
- Tak - wyszczerzył się.
- Jaki? - podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Więc... wiem, że jest już dawno po Wigilli, ale my jej nie mieliśmy... Więc może moglibyśmy urządzić swoją? Tutaj? - popatrzył na mnie uważnie, oczekując mojej odpowiedzi.
- Max! Jesteś genialny! - przytuliłam go. - Chodź, powiemy reszcie!

*Oczami Maxa*

Nie mogłem patrzeć na jej łzy. Zacząłem się zastanawiać jak poprawić jej humor i wpadłem na to. Pomysł jej się spodobał, więc byłem przeszczęśliwy. Kombinowałem nawet, jak sprawić, żebyśmy znaleźli się razem pod jemiołą, ale zdałem sobie z czegoś sprawę... Ona traktuje mnie jak przyjaciela, TYLKO przyjaciela. Podobała mi się, ale za to jej podobał się James. To było widać..
Więc postanowiłem zrobić wszystko, by była szczęśliwa. I wiedziałem, że z nim taka będzie.

*Następnego dnia*
*Oczami Vivienne*

Pomysł Maxa był genialny! Nie tylko ja tak uważałam, wszystkim się podobał. Wczoraj, zaraz po tym, jak bruneta olśniło, zabraliśmy się do przystrajania domu i do przygotowywania wigilijnych potraw. W domu był strych, na którym znaleźliśmy mnóstwo ozdób oraz sztuczną choinkę. Świetnie się bawiliśmy przy ubieraniu jej. Tych świąt nigdy nie zapomnę.
Teraz, gdy wszystko było gotowe, usiedliśmy przy zastawionym potrawami stole. Jedliśmy, piliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, śpiewaliśmy kolędy oraz świąteczne piosenki i było naprawdę cudownie.
W pewnym momencie Max zaproponował, żebyśmy wszyscy zrobili sobie zdjęcie. Więc wstaliśmy od stołu i zaczęliśmy sie ustawiać. Gdy przechodziłam koło Kurta, aby stanąć obok Christiny, za mną nagle pojawił się Max. Bez żadnego ostrzeżenia popchnął mnie i.... wylądowałam prosto w ramionach Jamesa. Rozległo się głośne "Uuuu" i spojrzałam w górę. Nade mną i Maslowem wisiała mała gałązka pewnej rośliny...
- Jemioła - szepnął brunet, po czym pochylił się i mnie pocałował.
Co miałam zrobić? Odwzajemniłam pocałunek.
Wtedy usłyszałam syrenę i jakieś krzyki dochodzące z zewnątrz.
Pół godziny później byliśmy wolni i mogliśmy wracać do swoich domów.
Wszyscy wymieniliśmy się numerami telefonów i obiecaliśmy sobie, że będziemy się często spotykać.
Ja i James zostaliśmy parą.
I żyliśmy długo i szczęśliwie, może nawet lepiej niż w tych wszystkich kończących się w ten sposób bajkach....

*****************************************************************************
Ps. Sorki, że przedstawiłam Halston w takim świetle, ale ktoś musiał byc zły xD Za Mackenzie też przepraszam xD