niedziela, 23 czerwca 2013

10.000 :D

O Boże! Jest ponad 10.000 wejść! Ale się cieszę ^^
I może większość ludzi tylko tu weszło i nie przeczytało nawet treści, ale co tam xD I tak się tym jaram ^^ I bardzo dziękuję! :D
Zapraszam na jednorazówkę :)
******************************************************************************
Opowiem wam dzisiaj moją historię...
Nazywam się Rebekah i jestem ponad 200-letnim wampirem. Wampirem stałam się w wieku 18 lat. Od lat szukam lekarstwa na wampiryzm, gdyż dowiedziałam się, że takie istnieje. Ale moje poszukiwania nie przyniosły rezultatów.
Mam siostrę bliźniaczkę, Alex. Ja i ona różnimy się od siebie jak ogień od wody. Ona kocha być wampirem, a ja tego nienawidzę.  Ona jest blondynką, a ja brunetką. Ona jest niebezpieczna i szalona, ja miła i troskliwa. Wszystko nas różni. Łączy nas tylko to, że jesteśmy siostrami. I wampirami.
Jednak ja otrzymałam szansę na powrót mojego człowieczeństwa, a ona tego powrotu nie chciała.
To był dzień jak każdy...

*Kilka lat wcześniej*

Tak jak mówiłam, to był dzień jak każdy. No, może nie do końca. Na pewno nie dla mnie.
Ja, tego dnia, po raz pierwszy, odkąd zgubiłam pierścień, wyszłam na dwór.
My, wampiry, nie możemy wychodzić na słońce, bo palimy się na nim jak na stosie. Chyba, że posiadamy pierścień, który nas przed nim chroni.
Ja swój zgubiłam (a jak to się stało, to ja nie wiem) i tego właśnie dnia dostałam nowy.
Znów mogłam się cieszyć promieniami słońca. Postanowiłam to uczcić i wyszłam na spacer.
Biegałam i chodziłam po parku kilka godzin, aż wreszcie mi się to znudziło.
Usiadłam na ławce. Dookoła mnie było cicho i pusto.
Nikogo tu nie było.
Przesiedziałam tak kilka minut. W tym czasie słońce zaszło. Postanowiłam wrócić do domu.
Jednak coś mnie zatrzymało.
Coś poczułam. Zapach krwi.
Zdziwiłam się, bo już wcześniej czułam ten metaliczny zapach, ale nie zwracałam na niego uwagi.
To było dosyć dziwne.
Poszłam w kierunku, z którego owy zapach dochodził i... zobaczyłam siedzącego pod drzewem człowieka.
Był to mężczyzna, na oko miał może 20 lat i był wyraźnie przybity. Tępo patrzył się przed siebie.
Po policzkach spływały mu łzy, a po nadgarstku krew.
Rozejrzałam się i dostrzegłam jakiś błysk w trawie. Żyletka.
Czy sam sobie to zrobił.
Co on sobie w ogóle myślał?
Już chciałam do niego podejść, gdy drogę zagrodziła mi moja siostra.
- Siemka, Bekah. Co tam u ciebie? O, jedzonko! - zaśmiała się, podchodząc do mężczyzny.
- Jest mój! - warknęłam, odpychając ją.
- Jak chcesz - powiedziała zdziwiona i odeszła.
Podeszłam bliżej do owego tajemniczego nieznajomego.
- Nic ci nie jest? - zapytałam, kucając obok niego.
Spojrzał na moja twarz. W jego oczach był ból, cierpienie, a potem obojętność.
- Kiedyś mi za to podziękujesz - mruknęłam i wzięłam go na ręce. Byłam dosyć silna, więc był dla mnie lekki jak piórko.
Zaniosłam go do swojego domu.
Zauważyłam, że stracił przytomność, więc położyłam go w swoim pokoju na łóżku. Zabandażowałam jego rękę i zostawiłam go samego w pokoju.
Poszłam do salonu i z braku lepszych zajęć postanowiłam pooglądać telewizję.
Akurat leciał serial "Pamiętniki wampirów". Lubiłam go oglądać, ponieważ pokazywał jacy jesteśmy naprawdę. My też mamy uczucia, my też możemy się zakochać, nie jesteśmy bezdusznymi potworami, które tylko zabijają.
Gdy skończyłam oglądać telewizję, położyłam się na kanapie i zasnęłam.

*Kilka godzin później*

Obudziłam się i zaspana podniosłam się z kanapy. Od razu skierowałam kroki do mojego pokoju.
To co tam zobaczyłam, prawie zwaliło mnie z nóg. Moja siostra przyssała się do szyi tego chłopaka!
Natychmiast do nich podbiegłam i odciągnęłam od niego Alex. Chciała znowu się na niego rzucić, ale wystawiłam kły i zasyczałam.
- Ok, już idę - zmierzyła mnie wzrokiem i wyszła z mojego pokoju.
Chłopak spojrzał na mnie przerażony.
No tak, nie zahipnotyzowała go.
Cały drżał. Podeszłam do niego, a on zaczął się odsuwać.
Osuwał się coraz dalej, aż w pewnym momencie łóżko się skończyło i nieznajomy wylądował na podłodze. Mimo to nadal starał się uciec jak najdalej ode mnie.
W końcu zatrzymał się w kacie pokoju, z którego nie mógł uciec.
Podeszłam do niego. Teraz cały trząsł się jakby był chory na malarię.
Kucnęłam przed nim.
- Nie zabijaj mnie, proszę - wyszeptał, zamykając oczy.
- Nic ci nie zrobię - odchyliłam jego głowę, aby obejrzeć jak nieciekawie wygląda ugryzienie mojej siostry.
Słyszałam jak wali jego serce. Cóż, nie dziwię mu się. Ja byłam tak samo przerażona, gdy zostałam zaatakowana przez wampira, a potem stałam się jednym z nich.
Z szafki, znajdującej się obok, wyciągnęłam apteczkę i opatrzyłam jego nowo zdobytą ranę.
- Nie bój się - mruknęłam. - Trzęsiesz się jak galareta. Jak masz na imię?
- James - powiedział tak cicho, że ledwo go usłyszałam.
- James - powtórzyłam. - Fajne imię. Ja jestem Rebekah. Chcę z tobą porozmawiać.
- O czym? - zapytał.
- O tym - wskazałam na jego nadgarstek i usiadłam na podłodze naprzeciw niego. - Sam to zrobiłeś, prawda?
- Tak - odpowiedział na moje pytanie.
- Dlaczego?
- Czemu cię to obchodzi? Nikogo nie obchodzi, co ja czuję, kim jestem. Dla innych liczy się tylko kasa i to, że można mnie wykorzystać. W końcu, kto przejmowałyby się takim durniem? - Pewnie myślał, że zadał pytanie retoryczne.
- Nie jesteś durniem. Dlaczego to zrobiłeś?
- Bo jestem głupi. Zakochałem się w dziewczynie, która od początku naszego związku mnie zdradzała. Bawiła się mną. A ja się w niej zakochałem - po jego policzkach spłynęły łzy.
- Nie była ciebie warta - stwierdziłam ze stoickim spokojem.
- A może to ja nie byłem jej wart?
Walnęłam go lekko w głowę.
- Na mózg ci padło? Facet! To ona ciebie zdradziła i to tylko dlatego, że jest zwykłą idiotką, bo nie dostrzegła jakiego wspaniałego ma faceta. Przestań się nią przejmować i zapomnij o niej! - podniosłam głos.
- Może masz rację... - widziałam, że przestał się trząść. Uznałam to za swój mały sukces. - Kim ty właściwie jesteś?
- Wampirem - niech wie, z kim ma do czynienia. Nie, żebym go chciała skrzywdzić, czy coś... Po prostu powinien znać prawdę.
- Żartujesz? - uniósł brwi.
- Nie - pokazałam kły. Widziałam, że znowu zaczyna się trząść. - Nie bój się, nie jestem taka, jak moja siostra. Nic ci nie zrobię.
Zaczęłam rozglądać się po pokoju i po kilku minutach mój wzrok mimowolnie powędrował na jego szyję. Otrząsnęłam się i odwróciłam głowę, ale kątem oka widziałam, że zbladł.
Nic dziwnego, w końcu przebywał w jednym pomieszczeniu z potworem.
- Ja już może pójdę. Wiesz, że nie mam zamiaru cię stąd wypuścić? Zostaniesz tu, dopóki nie będę miała stuprocentowej pewności, że będziesz mógł zostać sam i nic sobie nie zrobisz - powiedziałam, a potem wstałam i podeszłam do drzwi. - Jak będziesz czegoś potrzebował to krzycz. Usłyszę.
Po czym zostawiłam go samego.

*Kilka godzin później*

James siedział w moim pokoju cicho jak mysz pod miotłą. Postanowiłam zobaczyć, czy czegoś nie potrzebuje. Gdy weszłam do pokoju, zastałam go śpiącego na podłodze, pod ścianą.
Wyglądał tak... bezbronnie? I słodko.
Podeszłam do niego i usiadłam obok. Oddychał spokojnie. Nagle zerwał się do pozycji siedzącej i zaczął szybciej oddychać.
- Coś się stało? - zapytałam.
- Nie - zaprzeczył, ale jego oczy się zaszkliły. Nie wiedziałam co robić, więc po prostu go przytuliłam.
Odwzajemnił mój uścisk. Wtulił się we mnie. - Wydawało mi się, że wampiry to potwory. Ale ty nim nie jesteś.
Nagle zrobił mi się tak jakoś cieplej na sercu.
- Jesteś blada - zauważył, odsuwając się.
- Tak - wiedziałam, że miał rację. Nie jadłam nic od tygodnia i bałam się, że mogę się na niego rzucić, ale nie chciałam zostawiać go z Alex, która na pewno wykorzystałaby taką okazję. - Nic mi nie jest.
- Na pewno? - popatrzył na mnie podejrzliwie.
- Tak, po prostu dawno... jadłam. - westchnęłam.
- Ty... żywisz się ludźmi, tak?
- Tak, ale najpierw ich hipnotyzuję, aby nie czuli bólu i nie zabijam ich. - odpowiedziałam, a on nabrał powietrza do płuc, a potem wolno je wypuścił.
- A ten wampir, który mnie ugryzł to...?
- Moja siostra, Alex. Przepraszam cię, powinnam bardziej uważać, skoro wiem jaka ona jest. - W tym momencie byłam na siebie cholernie zła.
- To nie twoja wina... - uśmiechnął się. - Jeżeli chcesz... - odchylił głowę do tyłu, odsłaniając szyję.
Popatrzyłam na niego zdumiona.
- Jesteś tego pewien? - wolałam się upewnić.
- Tak, jestem - zamknął oczy.
- Nie, James. - Już chciałam skorzystać z jego propozycji, ale nie mogłam. - Nie mogę cię wykorzystywać. Wyszłabym do lasu zapolować, ale boję się zostawić cię tu. Alex może cię skrzywdzić.
- Nie boję się jej - stwierdził, ale jego oczy mówiły co innego. Mnie też się bał.
- Nawet jeżeli jest to prawda to i tak cię tu nie zostawię - uciszyłam go. - A teraz jazda mi do łóżka!
- Co?
- Musisz się wyspać, bo jesteś zmęczony - pociągnęłam go za rękę, tak aby wstał. - Ale może najpierw coś zjesz?
Spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Co się tak na mnie patrzysz? Lubię czasami zjeść coś ludzkiego.
Wzruszył tylko ramionami i ruszyliśmy razem do kuchni. Gdy już się posilił, skierował się do mojego pokoju, i, tak jak chciałam położył się do łóżka.
- A ty? - zapytał, kiedy miałam zamiar opuścić pomieszczenie.
- Co ja? - odpowiedziałam mu pytaniem na pytanie.
- Gdzie będziesz spać?
- W salonie, na kanapie - powiedziałam, jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem.
- O nie, nie, nie. Nie za mowy - zaprotestował. - Ja będę spać na podłodze, a ty na swoim łóżku.
- Nie. Jesteś moim gościem, więc nie zezwalam na to, żebyś spał na podłodze.
- Będziesz się ze mną kłócić? - uniósł do góry jedną brew, muszę przyznać, że wyglądało to bardzo zabawnie.
- Tak - wystawiłam mu język.
- Nie pozwolę ci spać na kanapie, podczas gdy powinnaś spać na swoim łóżku - drążył dalej temat. - Zaraz! Mam pomysł! Twoje łóżko jest duże, zmieścimy się na nim oboje.
Teraz to ja uniosłam brew do góry.
- Nic ci przecież nie zrobię - podniósł ręce w geście obronnym. - Bardziej bałbym się o siebie.
- Ja też ci nic nie zrobię.
- To chodź tu - posunął się, a ja położyłam się obok niego.
- Dobranoc - mruknął i zamknął oczy.
- Dobranoc - odpowiedziałam.
Próbowałam zasnąć, ale jakoś nie mogłam. Spojrzałam na mojego współlokatora. Słodko sobie spał. W pewnym momencie przysunął się do mnie, i, najwyraźniej nieświadomie, mnie przytulił.
Zrobiło mi się gorąco, ale dzięki temu zasnęłam.

*Tydzień później*

Tego dnia obudziłam się tak, jak codziennie budziłam się już od tygodnia. Przytulona do Jamesa. Popatrzyłam na niego z uśmiechem. Jeszcze spał.
W ciągu tego tygodnia, który spędził w moim domu, zdążyłam go bardzo dobrze poznać i się z nim zaprzyjaźnić. I chyba nawet się w nim zakochałam.
Za każdym razem, gdy go widzę, czuję motyle w brzuchu i mam nogi jak z waty. Tylko on potrafi mnie rozśmieszyć jednym spojrzeniem. Zależy mi na nim tak, jak jeszcze nigdy mi na nikim nie zależało.
Usłyszałam cichy jęk zadowolenia.
Po chwili James otworzył oczy i powiedział:
- Cześć, Rebekah. Jak ci się spało?
- Mi dobrze, ale tobie chyba też - zaśmiała się.
- Tak, to prawda - obdarzył mnie pięknym uśmiechem.

*Oczami Jamesa*

- Tak, to prawda - uśmiechnąłem się do niej.
Wyglądała na jeszcze nie do końca obudzoną, ale i tak była piękna.
Mógłbym się na nią patrzeć godzinami. Chyba się w niej zakochałem. Ale ona pewnie nie odwzajemnia mojego uczucia.
- Co byś powiedziała na spacer do parku? - zaproponowałem.
- Jasne, ale może trochę później, ok?
- Ok.
Wstałem, ubrałem się w ciuchy, które Rebekah zabrała z mieszkania mojej byłej.
Potem razem poszliśmy do kuchni i zjedliśmy śniadanie.
Następnie zabraliśmy się za sprzątanie i inne czynności. Nawet nie zauważyłem kiedy się ściemniło.
Ale nie miałem zamiaru rezygnować ze spaceru.

*Oczami Rebekah*

Wiedziałam, ze James bardzo chce wyjść z domu. Ja też chciałam, więc nie musiał mnie nawet namawiać.
Udaliśmy się do parku. Tam usiedliśmy na polanie, gdzie rozmawialiśmy i śmialiśmy się.
Ale nasz spokój został zakłócony.
Gdzieś za sobą usłyszałam warczenie. Zerwałam się na nogi i odwróciłam się w stronę, z której dobiegał odgłos. I zobaczyłam wilka.
Ale nie jakiegoś zwykłego wilka. Był nieco większy i miał ludzkie oczy.
Wilkołak.
Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam, było upewnienie się, że Jamesowi nic nie grozi.
Nie był w niebezpieczeństwie, wilkołak zamierzał skrzywdzić mnie. Ale nie chciałam ryzykować życia mojego przyjaciela.
- James, uciekaj! - krzyknęłam.
- Nie myśl, że cię tu zostawię - odpowiedział i, nawet nie wiem jak, nagle znalazł się przede mną.
- Oszalałeś? - warknęłam.
Ten debil zasłaniał mnie swoim ciałem, najwidoczniej chcąc chronić mnie przed wilkiem.
- Może - odparł.
- Uciekaj - syknęłam.
- Nie mam zamiaru.
- James, proszę cię - w moich oczach pojawiły się łzy. - Nie przeżyję, jeżeli coś ci się stanie.
- Będzie dobrze - odwrócił się do wilka plecami, nadal mnie zasłaniając. Wtedy zwierzę wyminęło go, odpychając go na bok i rzuciło się na mnie.
Walczyłam, ale niestety byłam osłabiona, więc zbyt dobrze mi to nie szło. Czułam, że zaraz się poddam, ale nagle... Coś mignęło mi przed oczami. Dopiero po kilku sekundach zdałam sobie sprawę z tego, że James odciągnął ode mnie potwora i teraz sam z nim walczy.
- James! - to dodało mi siły. Musiałam go ratować.
W wampirzym tempie znalazłam się obok chłopaka i zwierzęcia. Gniew i strach dodał mi siły. Odrzuciłam wilkołaka na bok tak mocno, że uderzył o ziemię. Spojrzałam na niego, czując, że chyba za chwilę serce wyskoczy mi z piersi. Podniósł się i zniknął w krzakach.
Uklęknęłam przy chłopaku, który leżał w trawie.
Gdy lekko się poruszył, odetchnęłam z ulgą.
Pomogłam mu wstać.  Kątem oka zobaczyłam jakąś postać, wychodzącą zza drzewa.
Instynktownie zasłoniłam Jamie'go, bojąc się, że to znowu to zwierzę.
Jednak przed nami stał wysoki, zielonooki blondyn. Miał takie same oczy jak wilk, który wcześniej chciał mnie zabić.
- James! - odezwał się. Był wyraźnie szczęśliwy, że widzi bruneta. - Stary! Nie odzywałeś się przez tydzień i gdzieś zniknąłeś! Martwiliśmy się o ciebie!
- Nic mi nie jest, Kendall - odpowiedział. - Dzięki niej.
- A ty to? - tym razem nieznajomy zwrócił się do mnie.
- Jestem Rebekah. A ty, wilczy chłopcze?
- O czym ty mówisz? - zdenerwował się. Wyraźnie to wyczułam.
- O tym, że to ty nas przed chwilą zaatakowałeś. O co ci chodziło? - powiedziałam spokojnie.
- O nic, krwiopijco - syknął. - Martwię się o swojego przyjaciela, czy to źle?
- Ależ skąd - warknęłam cicho. - Ale jak widzisz jest cały, więc nie miałeś powodu, by atakować.
- A może miałem? - spojrzał mi prosto w oczy. - To ty tak długo go u siebie trzymałaś? Nie powinnaś.
- Tak, bo znalazłam go w parku z podciętym nadgarstkiem i obiecałam sobie, że będę się nim opiekować tak długo, aż nie będę miała pewności, że nic sobie nie zrobi. Nie martw się, nie zahipnotyzowałam go - wyjaśniłam. - Ale skoro jest już dobrze, to możesz wracać ze swoim przyjacielem, James - zwróciłam się do wyżej wymienionego. - On ma rację, nie powinnam była trzymać cię u siebie w domu. Pewnie wcale tego nie chciałeś, a ja cię do tego zmusiłam. Przepraszam.
Odwróciłam się i szybkim krokiem odeszłam.
Wiedziałam, że postąpiłam źle. I było mi z tego powodu bardzo przykro.

*Dwa tygodnie później*

Była północ. I pełnia.
A ja siedziałam na środku polany w lesie, na której zbierały się wilkołaki w czasie pełni. Wiedziałam, że za chwile się tu pojawią i że rozszarpią mnie na strzępy, gdy tylko mnie tu znajdą.
Nie przejmowałam się tym.
Nie mogłam nawet się bronić. Nie miałam siły. Od trzech tygodni nic nie jadłam.
Wreszcie się pojawiły.
Tak jak się spodziewałam, chciały mnie zabić.
 Zamknęłam oczy. "Niech się dzieje, co chce" pomyślałam.
Przed wyczekiwaną śmiercią myślałam o Jamesie. Kochałam go. Tak, byłam tego pewna, jak niczego innego. Kochałam go, ale to zepsułam. Nie odezwał się o mnie, nawet nie przyszedł po swoje rzeczy po sytuacji w parku. A ja cierpiałam.
Na sekundę otworzyłam oczy i zobaczyłam jak jeden z wilków biegnie wprost na mnie.
Potem znowu je zamknęłam i czekałam na mój koniec.
Ale on nie nastąpił.
Poczułam jak ktoś mnie podnosi. Uniosłam powieki i zobaczyłam blondyna... Jak on miał na imię? A tak, Kendall.
Zobaczyłam Kendalla.
Co on tu robi?
- Zostaw mnie - jęknęłam. - Chcę umrzeć.
- Nie ma mowy - powiedział ostrym głosem. - Porozmawiasz z Jamesem.
- Po co? On mnie nienawidzi. Pewnie nie chce ze mną rozmawiać.
- I tu się mylisz. Idziemy.
Zaczął mnie gdzieś nieść, ale nie bardzo wiedziałam gdzie, gdyż straciłam przytomność.
*
Obudziłam się w czyimś domu. Najprawdopodobniej w salonie. Leżałam na kanapie.
Zamrugałam. Gdzie ja jestem?
Podniosłam się z kanapy i poczułam, że kręci mi się w głowie. Przed upadkiem uratowały mnie czyjeś silne ręce, które posadziły mnie z powrotem na kanapie.
- Spokojnie, nie ruszaj się - spojrzałam na osobę, która te słowa wypowiedziała. Średniego wzrostu brązowooki brunet. - Jestem Logan. A ty Rebekah, prawda? Kendall powiedział, że mamy cię pilnować, żebyś nie uciekła.
- Debil - syknęłam, krzywiąc się. Wszystko zamazywało mi się przed oczami. - Muszę iść.
- Nie ma mowy - do bruneta dołączył, również brązowooki, Latynos.
- Idę - wstałam gwałtownie, a potem....
Znowu ciemność.
*
Obudziłam się tym razem w innym pomieszczeniu. Pod zamkniętymi powiekami latały mi gwiazdki i różne inne dziwne wzory.
Poczułam, że ktoś trzyma mnie za rękę.
Chciałam wyrwać moją dłoń z tego uścisku, ale zrobił się on wtedy silniejszy. Usłyszałam głos należący do mężczyzny. I to nie byle jakiego mężczyzny. Głos należał do mężczyzny, którego pokochałam.
- Rebekah, wiem, że mnie słyszysz. Obudź się, proszę - to był James.
Niechętnie otworzyłam oczy.
Ujrzałam uśmiechniętą twarz Jamesa.
- Żyjesz! - przytulił mnie mocno.
- Taaaa, żyję - mruknęłam nie zbyt ucieszona tym faktem.
- Co się stało? - brunet się zaniepokoił.
- Zakochałam się w facecie, który nic do mnie nie czuje. To za bardzo boli. Chcę umrzeć - stwierdziłam, a mój TYLKO przyjaciel otworzył szerzej oczy.
- Więc Kendall miał rację.
- Mhmm... A jak tu trafiłam? - zapytałam.
- Kendall cię tu przyniósł. Powiedział, że znalazł cię na polanie pełnej wilkołaków, i że najprawdopodobniej chciałaś tam być, chociaż wiedziałaś, że to niebezpieczne - wyjaśnił Jamie.
- Tak, miał rację, a teraz pozwól mi.... - podniosłam się, ale on lekko przycisnął mnie do łóżka - ... wstać.
- Nie, moja droga, nigdzie nie idziesz - stwierdził. - Nic nie jadłaś, prawda?
- Aż tak to widać? - zaśmiałam się ironicznie.
- Wyglądasz jak trup.
- Wiem.
Przysunął się do mnie i odchylił głowę do tyłu.
- Co ty robisz? - zapytałam, nie wiedząc jak na to zareagować.
Nie odpowiedział, tylko przyciągnął moją głowę do swojej szyi.
Już wiedziałam o co chodzi. Delikatnie go ugryzłam.
 I.. zdziwiłam się.
Jego uczucia dosłownie promieniowały wokół mnie. Był zakochany.
Oderwałam się od niego.
- Rebekah, kocham cię - pocałował mnie z zaskoczenia. Tak szczęśliwa jak w tej chwili, jeszcze nigdy nie byłam. Odwzajemniłam pocałunek, ciesząc się, że on czuje do mnie do samo.
Gdy się ode mnie odsunął, szepnęłam:
- Ja też cię kocham.
Po czym ponownie się pocałowaliśmy.
Cóż, wygląda na to, że ta historia ma jednak happyend.
Niedługo potem James znalazł dla mnie lekarstwo. Jak o tego dokonał? Nie wiem.
Ale jestem szczęśliwa, wiedząc, że mogę stworzyć z nim rodzinę. I kocham go jak nikogo innego.
Nareszcie jestem szczęśliwa.
******************************************************************************
Jak wam się podobała jednorazówka? Liczę na wasze opinie w komentarzach.
Bardzo przepraszam za to, że notka tak długo się nie pojawiała.
Postaram się to zmienić.
I jeszcze raz dziękuję za ponad 10.000 wejść! I za wszystkie komentarze!
Jesteście wspaniali! :D
Uwielbiam was!
~Vivienne